Stuk... Stuk... Stuk...
Po Wielkiej Sali rozległ się dźwięki łyżeczki, uderzającej o puchar. Dyrektor wstał z miejsca i począł mówić spokojnym, ciepłym głosem.
-Na moje oko wszyscy starsi i młodsi uczniowie napełnili do granic możliwości swoje brzuchy, więc chyba mogę poprosić prefektów o odprowadzenie ich do dormitoriów. Życzę wszystkim miłej nocy.
Tym razem oklaski już nie rozbrzmiały. Ustąpiły miejsca podnieconym głosom i krzykom prefektów:
-Krukoni! Szybko!
-Gryfoni! Nie zgubcie się! Trzymajcie się wszystkich!
-Ślizgoni! Za mną! - Hope na dźwięk tego słowa wyrwała się z ogłupiającego transu i wzrokiem próbowała wyśledzić nadawcę komunikatu. Był to wysoki, postawny chłopak o śniadych włosach i mocnym, tubalnym głosie. Nie wydawał się ani ładny, ani brzydki. Taki nijaki, lecz miał w sobie to coś, co sprawiało, że chciało się rzucić wszystko i iść za nim gdziekolwiek.Jednym słowem nie wyróżniając się z tłumu, jednocześnie wyróżniał się najbardziej.
-Hope! - usłyszała i poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu - Idziesz, czy nie? Nie chcesz zobaczyć swojego dormitorium? - narcyza sprawiała wrażenie bardziej podnieconej niż jej koleżanka. A przecież to nie ona ma ujrzeć miejsce, gdzie będzie mieszkać przez najbliższe lata.
-Idę idę. - rzuciła krótko, jakby od niechcenia i wstała z miejsca.
Podążając krok w krok za Narcyzą, próbowała nie potknąć się o czyjeś nogi lub nie nadepnąć na długie, nowiusieńkie szaty.
Droga do dormitorium nie była ani długa, ani zawiła. Uczniowie przeszli przez wielką Salę Wejściową i od razu zeszli wąskimi schodami w dół, do lochów, gdzie przed oczami ukazał i m się długi, wąski korytarz, oświetlony jedynie palącymi się po jednej stronie pochodniami. Całość miała mroczny, tajemniczy klimat. Idąc prostą drogą, dało się wyczuć wilgoć, naturalną dla tego miejsca.
Cała grupa ślizgonów zatrzymała się a wcześniejsze podniecone, stłumione głosy ucichły.
-Zakazany owoc! - zagrzmiał głos, który już wcześniej próbował opanować rozkrzyczanych pierwszoroczniaków w Wielkiej Sali. Trzasnęło, stuknęło i szurnęło po podłodze. Naraz lawina uczniów ruszyła. I choć Hope nic nie widziała, to jednak wiedziała, dokąd zmierza. Kolejka przesuwała się szybko. W końcu dziewczyna przekroczyła próg i ogarnęła ją fala mdłego światła, odbijającego się od zielono - srebrnych ścian.
-Witam w naszym dormitorium. - zaczął ten sam, za którego sprawą poznali hasło do tego miejsca. - Znajdujemy się w pokoju wspólnym Slytherinu. Tutaj będziecie spędzać większość swojego wolnego czasu. Jeśli takowy w ogóle będziecie posiadać. - wykrzywił lekko usta w uśmiechu. - Ale ja jeszcze się nie przedstawiłem, więc dla pierwszoroczniaków... Nazywam się Matthew i jestem waszym prefektem. Szczerze mówiąc póki co powinno wam to wystarczyć. A teraz możecie się rozejść do waszych sypialni. Starsi koledzy na pewno wskażą drogę młodszym. Dobranoc. - Hope uśmiechnęła się. Nawet nie wiedziała dlaczego. Poczuła nagle nieopisane szczęście.
-Hej ruda. - ktoś położył jej rękę na ramię. - Czyli spotkaliśmy się szybciej niż myśleliśmy. - powiedział William, chłopak, którego poznała dzisiaj przed Ceremonią Przydziału.
-Najw...
-To nie było pytanie. - oburzył się. Hope nie bardzo wiedziała co zrobić w takiej sytuacji. Odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku swojej sypialni.
***
Nazajutrz obudziły ją jasne promienie słoneczne, wpadające do ciemnego pokoju przez jedyne, umieszczone do góry okno. Przez chwilę poczuła się jak w domu. Brakowało tylko trochę życia. Grube mury, małe okienka i zasłony przy mosiężnych łóżkach trochę przytłaczały dziewczynkę. Znudzona rozglądaniem się wokoło, usiadła i popatrzyła przed siebie.
-No hej! - w "nogach" jej łóżka siedziała promienna i wyszykowana do szkoły Narcyza. - Masz szczęście, że się obudziłaś, bo inaczej ja musiałabym to zrobić.
-Która godzina? - zapytała nie do końca wyraźnym głosem Hope.
-Dokładnie za 7 minut masz eliksiry. - posłała jej szeroki, motywujący uśmiech.
Dziewczynka wyskoczyła czym prędzej spod kołdry i otworzyła kufer. Nie wiedziała za co się zabrać na początku. Pospiesznie wyrzuciła więc czarną, obszytą zielonymi tasiemkami szatę (nie bardzo wiedziała od kiedy taką posiada), koszulę, krawat, spódnicę, podkolanówki (wszystko w kolorach Slytherinu).
-Zaczekaj! - powstrzymała ją Narcyza. - Szata nie będzie ci dzisiaj potrzebna. Ubierz się tak jak ja. - zaczekała aż koleżanka nałoży na siebie stertę wyciągniętych przed chwilą ciuchów i poczęła kontynuować instrukcje. - Weź torbę i spakuj tylko podręcznik do eliksirów i zaklęć. Po tych dwóch lekcjach masz przerwę, więc bez sensu, żebyś brała więcej. Pergamin, pióro, kałamarz i różdżka. Więcej nie potrzebujesz. Masz. Nie było cię na śniadaniu, więc pomyślałam, że zorganizuję śniadanie do łóżka. - podała jej ładnie złożona kanapkę z boczkiem i jajkiem w środku.
-Dziękuję. - wydusiła z siebie Hope. - Ale jestem zakręcona. O rety! Dziękuję, na prawdę. - Narcyza roześmiała się głośno, widząc zamotanie swojej koleżanki.
Po zjedzeniu ubogiego śniadania i uczesaniu się, dziewczynki zeszły do, pustego już o tej porze, pokoju wspólnego, przecięły go biegiem i wyszły na długi korytarz. Wyglądał dokładnie tak samo w dzień jak i w nocy. Żadne światło dzienne tu nie docierało.
W Sali Wejściowej również nie było już wielu uczniów.
-Musisz zejść teraz do lochu, tam znajdziesz klasę od eliksirów. Ja lecę do góry. Powodzenia! - dodała na odchodne Narcyza
_________________________________
Tym razem napiszę długi rozdział.... Tak tak oczywiście. Chyba w tym innym życiu. Nie ważne nie ważne. W każdym razie długa przerwa, bardzo długa, a do tego krótki rozdział i to bardzo krótki.Ale to trzeba wybaczyć. Szkoła... Tak to jest chyba jedyna rzecz, która w tej chwili trochę podcina mi skrzydła. Postaram się, żeby następny rozdział był bardziej akcyjny ^^
PIERWSZA! <3
OdpowiedzUsuńTu zostawię komentarz, jak tylko posprzątam w domu i przeczytam rozdział c: