Spakowany kufer stał już od pół godziny pod drzwiami wejściowymi, podczas gdy cała rodzina Fleetwood'ów w pośpiechu kończyła jeść śniadanie. Zawsze pierwszego września jest tak samo. I choć Hope nigdy nie czuła tego napięcia co pozostali domownicy, to dziś udzielało jej się podwójnie. Wpychała do ust co popadnie, byle tylko zdążyć pochłonąć to, co miała na talerzu i nie spóźnić się na pociąg.
-A więc co rodzinko? - zapytał wesoło pan Fleetwood, gdy zobaczył, że chyba wszyscy już zjedli. - Możemy pakować się do samochodu i ruszać na King's Cross?
-Jeszcze się pytasz, tato?! - rzuciła Hope, wstając od stołu . Założyła swoje ulubione, czerwone trampki i czym prędzej wywlokła ciężki kufer na podjazd dla samochodów.
Pogoda tego dnia była idealna. Ciepłe promienie słoneczne oblewały cały Londyn, co nie było wcale tak powszechnie spotykane w tym mieście. Dziewczyna popatrzyła w górę i, ku swojemu zdziwieniu, nie zobaczyła na nim ani jednej chmurki. To najcudowniejsze pożegnanie ze strony Matki Natury jakie mogła sobie wymarzyć. No tak... Nawet Wszechświat cieszy się w tym dniu. Z jej perspektywy wydawało się to jeszcze bardziej magiczne niż jakiekolwiek zaklęcie, które rzuci w nowej szkole.
Wsiadła do białego Land Rover Discavery, który był oczkiem w głowie jej taty i pospiesznie zapięła pas. Zaraz po niej w środku znalazł się Lee, który od samego rana patrzył na jej ekscytację z dziwnym, nieogarniającym wyrazem twarzy. On raczej nie przeżywał tak swojego pierwszego wyjazdy do Hogwartu, ale cóż się dziwić... Jego mało co podnieca. Jest typem raczej bezuczuciowca pospolitego, któremu każda, dokładnie każda rzecz jest ze wszech miar obojętna.
-Nie wiem jak ja z tobą wytrzymuję - odezwał się Lee z własnej woli, gdy przypadkowo nawiązał kontakt wzrokowy z rozpieraną energią siostrą.
-Przestań! - oburzyła się, nie tracąc uśmiechu - Przecież jedziemy do szkoły. Jak mam się nie cieszyć? - zawahała się chwilę, ale zaraz dodała. - A już niedługo będziemy razem w jednym domu. Będziemy codziennie spotykać się w dormitorium, na korytarzu, w Wielkiej Sali, na Błoniach...
-Skończ już. - przerwał dość stanowczo, ale nie miał ochoty podnieść głosu. - Jeszcze nie wiesz gdzie trafisz, a już wszystko sobie planujesz. Wyhamuj swój zapał i poczekaj chociaż do ceremonii przydziału, ok? - zapytał jak zwykle ze spokojem.
Hope przez całą drogę na stację nie odezwała się ani jednym słowem. Była zła, że własny brat w nią nie wierzy. Przecież to oczywiste, że trafi do Ravenclaw tak jak i on. Przeważnie nie rozdzielają rodzeństw z tego, co słyszała.
Samochód zwolnił i zatrzymał się na pierwszym wolnym miejscu parkingowym. Hope, nie czekając na resztę, wybiegła z samochodu i już chciała zabrać swój kufer, jednak otwarcie bagażnika okazało się niemałą przeszkodą dla małej jedenastoletniej dziewczynki. Na szczęście z pomocą przyszedł jej jak zwykle nigdzie nie spieszący się Lee. Podniósł klapę swoją chudą rączką i wyciągnął dwa kufry, po czym wtaszczył je na wózki do przewożenia bagaży.
***
W końcu cała rodzina przebiła się przez tłumy ludzi na stacji do barierki między peronem dziewiątym i dziesiątym.
-Idź pierwszy Lee. - powiedziała mama. Chłopak mruknął coś pod nosem, po czym wolnym krokiem wszedł prosto w wyznaczone miejsce.
-Hope - odezwał się tata z promiennym uśmiechem - Teraz twoja kolej.
Dziewczynka skierowała swój wózek w kierunku miejsca, w którym przed chwilą zniknął jej brat, nachyliła się nad poręczą i zaczęła biec z zamkniętymi oczyma prosto na barierkę.
Otworzyła oczy i spostrzegła, że jest już po drugiej stronie. Ze wszystkich stron ogarniał ją dym, wydzielający się z wielkiej czerwonej lokomotywy. Zewsząd dochodziły również podniecone krzyki rodziców, którzy odprowadzali swoje dzieci do pociągu. Dziewczynka odwróciła głowę i zobaczyła za sobą rodziców, którzy trzymali za ręce Aarona.
-Mamo? - zwróciła się niby pytaniem, niby twierdzeniem. - Ja muszę chyba już iść. - i mocno się do niej przytuliła. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo będzie brakowało jej rodziców. Do tej pory nie musiała się z nimi rozstawać na tak długo.
-Dasz radę, mała. - pocieszył ją tata, po czum wtulił się w córkę.
-Pa Aaron! - rzuciła jeszcze Hope na odchodne i zniknęła za drzwiami wagonu.
***
-Hej. - zagadnęła śmiało grupkę osób siedzących w jednym z przedziałów. - Mogę się dosiąść?
-Pewnie! - odpowiedziała jej niewysoka blondynka z długimi, rozczochranymi włosami. - Jak się nazywasz? Nie będziemy tu chyba siedzieć wcale się nie znając. - od razu zawiązała rozmowę, za co dziewczynka była jej niezmiernie wdzięczna, bo sama nie wpadłaby nawet na takie pytanie.
-Hope Fleetwood. - obdarzyła ją promiennym uśmiechem.
-Narcyza Skeeter. - odpowiedziała bez zapytania blondyna. - Jesteś siostrą Lee?
-To takie oczywiste?
-Nie skąd, po prostu skojarzyłam nazwisko.
Zapadła chwila ciszy, bo czym Hope odważyła się ponownie otworzyć usta:
-Zaczynasz teraz pierwszą klasę?
-Nie. - odparła szybko. Ja na szczęście mam to już za sobą. Teraz będę w drugiej.
-O! - zaskoczyła ją - W jakim jesteś domu? - spytała bez oporów.
-Slytherin. - Hope zrobiła wielkie oczy. - Coś nie tak? -zaniepokoiła się nowo poznana koleżanka.
-Nie, tylko... - zawahała się - nie wyglądasz na ślizgonkę. - Narcyza zaśmiała się tak głośno i charakterystycznie, że przyciągnęła uwagę kilku osób, które również siedziały w ich przedziale.
-Nie wiedziałam, że żeby być ślizgonem trzeba "wyglądać". - wyraźnie podkreśliła ostatnie słowo.
-Chodziło mi o to, że... - zaczęła tłumaczyć się, Hope, lecz koleżanka jej przerwała.
-Tak wiem. Nie jestem ponurym smutasem, ani chamskim ignorantem. - mrugnęła okiem w stronę dziewczynki. -To jest tylko przeklęty stereotyp, który niestety panuje i wewnątrz i na zewnątrz Zamku. Ale co zrobisz, nic nie zrobisz! Nie pozbędziesz się szufladkowania, które zostało przyjęte dawno dawno temu.
-Chyba dzięki tobie zacznę inaczej postrzegać zielonych. - zaśmiała się rudowłosa.
***
Podróż mijała szybko na plotkowaniu o przedmiotach, nauczycielach, zainteresowaniach i innych zupełnie nieistotnych sprawach.
-Chyba musimy założyć szaty. - zauważyła Narcyza, gdy zorientowała się, że za oknem już jakiś czas temu zapanowały ciemności.
-To byłby dobry pomysł. - dodała Hope z aprobatą.
Zmiana garderoby nie zajęła im dużo czasu. Po niecałych dziesięciu minutach były już gotowe. Narcyza miała na sobie czarną szatę z kontrastującymi zielonymi obszyciami i herbem Slytherinu na piersi. Hope natomiast "przybrała czerń" nie mając jeszcze stuprocentowej pewności co do tego, gdzie trafi.
Pociąg zwalniał coraz bardziej a pasażerom stopniowo ukazywały się słabe światła, dochodzące ze stacji w Hogsmeade, gdzie był punkt docelowy ich podróży.
Wyszły z przedziału i jeszcze przed innymi udały się do drzwi, aby uniknąć niemiłych przepychanek.
Gdy maszyna na dobre się zatrzymała, Hope czym prędzej wyskoczyła na stację, gdzie stała tylko jedna, ciemna postać, która, widząc, że uczniowie zaczęli opuszczać pociąg, przybrała radosne oblicze i mówiła donośnym głosem:
-Proszę wszystkich pierwszorocznych o kierowanie się w stronę łodzi. - przy czym tak zamaszyście machała rękami, że prawie strąciła tiary z głów kilku uczniów. - Zapraszam, zapraszam!
-To na mnie już czas. - pożegnała się Hope ze swoją nową koleżanką.
-Leć! - odpowiedziała Narcyza i uściskała dziewczynkę. - Mam nadzieję, że jeszcze się gdzieś później spotkamy.
Popatrzyła na postać. Dopiero teraz, po podejściu bliżej, zauważyła, że był to mężczyzna w średnim wieku. Nie wyglądał groźnie. Miał ciepły wyraz twarzy i pogodny uśmiech.
-Proszę! Wszyscy pierwszoroczni. Ruchy, ruchy!- nadal zachęcał przestraszonych uczniów.
Grupka chłopców podeszła do niego, po czym skierował ich do pierwszej łodzi i wypuścił na jezioro. W drugiej łódce znalazła się oprócz Hope jeszcze grupka innych dziewczynek, które zapewne zdążyły się już poznać w pociągu.
Popatrzyła na potężny, pięknie oświetlony Zamek. W tej chwili zdała sobie sprawę z tego, że żadne książki, które dotąd przestudiowała, nie oddały wspaniałości szkoły. Nie mogła wysiedzieć. Chciała już przekroczyć jej próg i zostać przydzieloną do domu. Jeszcze chwila. Kilka minut i będzie po wszystkim. W końcu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz